Volvo z niemałą pompą obwieściło rozpoczęcie produkcji swojego elektrycznego dziecka sukcesu, modelu EX30, w belgijskiej Gandawie. Firma maluje obraz przemyślanej ekspansji: odpowiedź na rosnący popyt, dywersyfikacja globalnego łańcucha dostaw i cementowanie pozycji w europejskim segmencie premium EV. Całość okraszona inwestycją 200 milionów euro i obietnicą 350 nowych etatów w zakładzie z bogatą historią. Na pierwszy rzut oka – podręcznikowy przykład korporacyjnego sukcesu. Ale czy aby na pewno tylko o to chodzi?
Oficjalna partytura: wzrost i dopasowanie

Narracja Volvo brzmi spójnie. EX30, szumnie określany mianem „jednego z najlepiej sprzedających się samochodów elektrycznych w Europie w 2024 roku”, faktycznie zdobył uznanie od chwili premiery. Decyzja o uzupełnieniu produkcji z chińskiego Zhangjiakou o europejski zakład wydaje się logicznym krokiem w celu skrócenia łańcuchów dostaw i lepszego reagowania na potrzeby Starego Kontynentu. Francesca Gamboni, odpowiedzialna w Volvo za produkcję i dostawy, zręcznie wpisuje to w długofalową strategię: „budujemy nasze samochody tam, gdzie sprzedają się najlepiej”.
Fabryka w Gandawie, działająca od 1965 roku, przeszła kosztowny lifting: nowa platforma, setki robotów, rozbudowa montażowni baterii. Dyrektor zakładu, Stefan Fesser, nie omieszkał pochwalić się skróceniem czasu industrializacji modelu o połowę, co ma być dowodem na zwinność i zaangażowanie belgijskiego zespołu. Imponujące tempo, choć zawsze pozostawia cień pytania o ewentualne kompromisy jakościowe w imię szybkości.
Pod powierzchnią: szepty o cłach i kosztach
Jednak analityczny sceptycyzm podpowiada, że ta „strategiczna dywersyfikacja” może mieć drugie, mniej chętnie eksponowane oblicze. Trudno bowiem ignorować narastające napięcia handlowe i coraz głośniej dyskutowane widmo unijnych ceł na samochody elektryczne importowane z Państwa Środka. Czyżby decyzja o uruchomieniu produkcji w Gandawie, podjęta strategicznie jesienią 2023 roku – dokładnie wtedy, gdy unijne dochodzenie w sprawie chińskich subsydiów nabierało rozgłosu (co szeroko relacjonowały media, np. Reuters pod koniec 2023) – nie była przede wszystkim zręcznym (i kosztownym) manewrem ucieczki przed potencjalnymi barierami?

Produkcja w Europie niesie ze sobą wyższe koszty pracy i operacyjne w porównaniu z Chinami. Powstaje więc fundamentalne pytanie: czy prestiż metki „Made in Europe” oraz potencjalne uniknięcie przyszłych opłat importowych wystarczą, by zrekompensować te różnice? Zwłaszcza w przypadku modelu EX30, który miał być bardziej przystępnym cenowo biletem wstępu do elektrycznego świata Volvo (przypomnijmy – ceny startują od 169 900 zł, a może być taniej, jeśli skorzystasz z dopłaty „NaszEAuto”). Utrzymanie jego konkurencyjności cenowej przy produkcji w Belgii będzie wymagało nie lada ekwilibrystyki finansowej.
Nawet określenie EX30 jako „jednego z bestsellerów”, choć marketingowo chwytliwe, w praktyce jest dość pojemne na niezwykle zatłoczonym rynku EV. Być może uruchomienie europejskiej linii to nie tylko odpowiedź na rzekomo przytłaczający popyt, ale także próba wzmocnienia jego pozycji rynkowej w obliczu coraz ostrzejszej konkurencji, a nie tylko dowód dominacji.
Mieszkana strategii i konieczności

Start produkcji Volvo EX30 w Gandawie to bezsprzecznie istotny moment dla szwedzkiej marki pod chińskimi skrzydłami Geely. Oficjalna komunikacja serwuje nam obraz strategicznej dalekowzroczności i troski o europejskiego klienta. Jednak krytyczne spojrzenie ujawnia prawdopodobny, silny wpływ czynników zewnętrznych – przede wszystkim geopolityki handlowej i potrzeby zabezpieczenia kluczowego rynku przed potencjalnymi zawirowaniami.
Ten ruch można odczytać jako inteligentne zarządzanie ryzykiem, adaptację do zmiennej globalnej szachownicy, zręcznie opakowaną w narrację o ekspansji. Czy 200 milionów euro inwestycji i 350 miejsc pracy to cena za spokój w obliczu możliwych wojen celnych? Wiele na to wskazuje. Ostatecznie jednak, dla klienta końcowego liczyć się będzie dostępność, cena i jakość produktu z belgijskiej fabryki. Czy EX30 „Made in Europe” spełni pokładane w nim nadzieje? Czas pokaże. I zupełnie przypadkiem na myśl przychodzą szwedzkie flagi, które Volvo montowało swego czasu na pierwszym egzemplarzach XC40. Tych robionych w Belgii.